piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział1

"Totalna wpadka?!"
Siedzę przy stole pełnym wielu zamożnych ludzi, myśląc o tym kiedy zakończy się to całe spotkanie charytatywne. Nudzi mnie licytacja jakichś głupot, na szczytny cel. Patrzę na kartę dań i wszystko co się na niej znajduję jest dla mnie nowe.
-Zaraz będzie pierwsze danie -wyrywa mnie z moich myśli głos Belli - widzę, że jesteś głodna.
-Nie, nie jestem głodna tylko po prostu chcę się dowiedzieć co tutaj podają. - od powiedziałam wracając znów do przeglądania karty - Kretki - momentalnie się wykrzywiłam.
-Nie lubisz ich? Przecież to najlepsze danie. - Bella zaczęła tłumaczyć.
-Nienawidzę krewetek i lepiej nie pytaj dla czego, bo i tak ci nie powiem. - posłałam jej znaczące spojrzenie. - Muszę iść do toalety, zaraz wracam - dodałam po czym wstałam i ruszyłam w stronę łazienek.
Idąc przez wielki długi korytarz przeglądałam różne obrazy, które są pewnie wartę fortunę dolarów. Tak szczerze to chciałam się tylko przejść po tej posiadłości, aby mój czas szybciej miną. Przyjechałam tutaj z całą klasą, ponieważ zostaliśmy zaproszeni na to przyjęcie po to, aby zobaczyć jak odbywają się takie aukcje licytacji i móc zrobić zdjęcia do szkolnej gazety. Ja niestety musiałam tutaj przyjechać.
Kiedy już z korzystałam z toalety, niechcący otwierając drzwi uderzyłam kogoś nimi.
-Cholera! - krzykną nieznajomy chłopak.
-Przepraszam, bardzo nie chciałam pana uderzyć! - zaczęłam panikować.
Szatyn zaczął pocierać czoło, w które go uderzyłam drzwiami.
-Dobra nic się nie stało. - od powiedział.
-Przepraszam ja naprawdę nie widziałam pana... to był przypadek. - zaczęłam znów się tłumaczyć, trochę onieśmielona szatynem.
-To jednak ja powinienem uważać jak chodzę, - powiedział poprawiając krawat i marynarkę. -Jak moje włosy? - zapytał, co mnie całkowicie rozbawiło.
-W perfekcyjnym stanie. - uśmiechnęłam się do niego.
-A! Gdzie moje maniery?! Jestem Justin.
-Och. Clary. - podałam mu dłoń, którą lekko ścisną.
-Idziesz do jadalni? Zaraz będą podawać pierwsze danie. -zapytał.
-Tak, właśnie zamierzałam tam iść. - znów mówię nerwowo, pewnie dla tego, że jestem onieśmielona towarzystwem Justina.
-Mieszkasz niedaleko? - zaskakuje mnie znów tym pytaniem.
-Tak. Niedaleko centrum. Dlaczego pytasz?
-Nigdy cię tu nie widziałem. - więc był tu nie raz na takiej licytacji. Pewnie należy do tych bogaczy zaproszonych tutaj.
-Bo nigdy to nie byłam. Przyjechałam wraz z klasą. Zostaliśmy zaproszeni przez państwa Bieber'ów na tą organizację.- wyjaśniłam. - A ty?
-Serio pytasz? - Uniósł brwi do góry ze zdziwienia.
-Chyba tak. - nie jestem pewna czy dobrze zapytałam. Może powiedziałam coś nie tak.
-Później ci powiem, albo sama zobaczysz. - pościł do mnie oczko.
Zatrzymał się przy drzwiach prowadzących do wielkiej jadalni, po czym mi je otworzył jak prawdziwy dżentelmen.
Weszliśmy do środka, wszyscy są zajęci słuchaniem jakiegoś mężczyzny stojącego na scenie i mówiącego coś o tym spotkaniu.
-Do później - powiedział szatyn i znikną za wielką sceną.
Udałam się na swoje miejsce, gdzie przedtem siedziałam. Bella siedziała z telefonem w ręce. Pewnie serfowała jak zwykle po internecie w poszukiwaniu wymarzonych czarnych szpilek.
-Co tak długo? - zapytała kiedy usiadłam obok niej.
-Była kolejka. - skłamałam. - A co?
-Zaraz będzie przemowa pana Biebera i jego syna. - oznajmiła surowo.
-Przepraszam nie wiedziałam tego.
-Zayn też tu był i znowu się zmył. - dodała moja koleżanka chowając telefon do kopertówki.
-Na pewno zaraz przyjdzie. - zaczęłam się rozglądać za kumplem.
Zayn i Bella to moi przyjaciele od czasów przeczkola. Zawsze byliśmy razem nawet dzisiaj.
-Już jestem! - Nagle znienacka pojawił się Zayn.
-A ty gdzie byłeś? - Zapytałam poprawiając włosy.
-Ja zwiedzałem tą chatę. Tyle kasy w nią napchali. - od powiedział siadając obok mnie.
Nagle wszystkie światła zostały zgaszone, a na świecono te na scenę. Po chwili wszedł na nią mężczyzna w garniturze. Za pewnie to gospodarz.
-To pan Bieber? -zapytałam cicho Belli, która kiwnęła głową.
-Witam wszystkich tutaj zebranych i oczywiście dziękuję, ze się tutaj zjawiliście. Chciałem tylko podziękować za przeznaczenie pieniędzy dla tej organizacji która wspiera ludzi w potrzebie. - wszyscy zaczęli klaskać po czym pan Bieber zaczął dalej mówić - Dziękuję bardzo jeszcze raz. A teraz chciałbym was wszystkich zaprosić na występ mojego syna, który jak co roku zagra na fortepianie utwór Ludwiga van Beethovena-Love Story oraz córki mojego wspólnik, która mu po towarzyszy grając na skrzypcach. Wielkie brawa! - wszyscy znowu klaskamy a na scenie pojawiają się dwa cienie. O kurwa! Czy ja ma jakieś zwidy?!
-Witam wszystkich bardzo serdeczne - mówi Justin - dzisiaj wraz z Olivią chcielibyśmy zagrać jeden z najpiękniejszych utworów Beethovena. Mam nadzieję, że się wszystkim spodoba. - siada za fortepianem, a Olivia przygotowuje skrzypce. Po czym w sali rozlega się piękna melodia. Dalej nie mogę uwierzyć, że to syn tego miliardera.
-Coś nie tak? - szepcze Zayn, totalnie ignorując występ,
-Nie, nie wszystko w porządku...chyba- odpowiadam cicho.
Po krótkim występie Justin z chodzi ze sceny i udaję się do niektórych stolików, aby porozmawiać tak jak to robi jego ojciec i matka. Modlę się w duchu, aby nie przyszedł do naszego, który składa się z Belli, Zayna, mnie i 15 innych osób z naszej szkoły.
-Ej!- Bella szturcha mnie łokciem. - Bieber tu idzie. Jak wyglądam? - pyta odwracając się do mnie przodem.
-Dobrze. - odpowiadam nerwowo pocierając dłonie.
-Witam was! - mówi swobodnie Justin podchodząc do naszego stolika, zerkając na mnie. - Jak wam się podobał mój występ?-pyta uśmiechając się.
-Mógł być lepszy stary-odpowiada Zayn tak jakby znał go od zawsze. A ja go szturchnęłam łokciem.
-Postaram się na drugi raz-śmieje się z tego Bieber.-Podoba wam się tutaj?
-Jest pięknie! - odpowiada niemalże Bella uśmiechają się do niego.
-Cieszę się, niezmiernie.
-Czy moglibyśmy przeprowadzić z panem wywiad? - pyta Jade-dziewczyna z gazety szkolnej.
-Oczywiście. Czy mógłbym go udzielić tutaj? - Justin unosi brwi do góry w znak pytania.
-Jeśli pan tak chce to oczywiście. - odpowiada nieśmiało Jade.
-Tak, mam taki zamiar tutaj usiąść i od powiedzieć na kilka pytań.
Szatyn usiada na krześle i odpowiada na pytania. Zayn co chwilę cicho śmieję z jego odpowiedzi.
-Dziękuję za udzielenie wywiadu panie Bieber. - Mówi Jade i podaje mu dłoń którą Justin ściska.
-Cała przyjemność po mojej stronie - zerka na mnie, a ja czuję się niezręcznie.
Jest mi tak wstyd w tej chwili. Mogłam poświęcić pięć minut mojego życia, zanim oczywiście wygrałam się na to przyjęcie i dowiedzieć się czegoś na temat gospodarzy. Wyszłam na idiotkę, jak zwykle.
-Przepraszam - mówię nagle, wstając od stołu - muszę się przewietrzyć.
-No, ja tak samo. - mówi niemalże Zayn.
Wiem, że idzie ze mną tylko dla tego, że musi zapalić papierosa, ponieważ jest od nich uzależniony.
Wstajemy i kierujemy się w stronę wielkiego tarasu, który jest wielkości mojego domu
-Wydawało mi się, że pan Bieber jest zainteresowany twoją osobą. - Zaczął Zayn wyciągając z kieszeni paczkę Malboro. - Znaczy, mi się tak wydawało, jak na ciebie patrzył. W tym sensie to odbieraj. - dodał wkładając do ust papierosa i zapalając go po czym się zaciągną.
-To chyba ci się wydawało. - spiorunowałam go wzrokiem.
-Przepraszam. - Nagle rozległ się głos kogoś innego - Możemy porozmawiać? - Powiedział Justin podchodząc w naszą stronę. - Na osobność, rzecz jasna. - posłał mojemu przyjacielowi znaczące spojrzenie, aby odszedł.

________________________________________ 
Witam wszystkich w moim pierwszym opowiadaniu i rozdziale. Mam nadzieję, że podoba wam się fabuła mojego FF. Następny niebawem. :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz