poniedziałek, 15 grudnia 2014

Rozdział 2

"Zmienność"

Zayn patrz na mnie ze zdziwieniem na twarzy. 
-Jasne - mówi odchodząc w stronę drzwi. 
Justin staję obok mnie opierając łokcie o barierkę balkonu. Po czym patrzy na mnie i uśmiecha się lekko.
-Wyszłam na idiotkę. - mówię po chwili - Na prawdę nie wiedziałam kim jesteś ...
-Nie ma sprawy. Ja też nie wiedziałem kim ty jesteś. - kąciki jego ust podnoszą się ku górze. 
-Dzięki za zrozumienie. - mówię praktycznie szeptem.
-Spóźniają się z obiadem. - mówi nagle tak jakby nad tym cały czas rozmyślał i tylko po to tu przyszedł.
-Interesujące. - Nie mam zielonego pojęcia o czym z nim rozmawiać, nigdy nie umiałam się porozumiewać z płcią przeciwną, oprócz Zayna bo go znam prawie od urodzenia z faktu iż jego mama i moja są koleżankami i mieszkamy obok siebie. 
Chłopak odwraca się w moją stronę i patrzy na mnie przez dłuższą chwilę.
-Mam coś na twarzy? - pytam.
-Nie. - odpowiada - Ale jesteś bardzo ładna. 
Robię się pewnie czerwona jak burak.
-Dziękuję - mówię nieśmiało odwracają od niego głowę. - Chciałeś o czymś porozmawiać tak? 
-Nie.
-Nie rozumiem. To po co tu przyszedłeś?
-Chciałem na ciebie popatrzeć. - znów odwraca twarz w moją stronę i przybliża się do mnie. 
-Och. To trochę dziwne. - zaczynam nerwowo pocierać dłonie. Chyba zbyt często zaczynam to robić.
-Nie. Niby czemu? - poprawia włosy.
-Od tak. Masz chyba jakiegoś bzika na punkcie swoich włosów. - oznajmiam, uśmiechają się do niego.
-Możliwe. Ten chłopak to twój kolega? - pyta nagle co mnie zaskakuję. 
-Przyjaciel. 
-Spędzasz z nim dużo czasu? - znów kolejne nieoczekiwane pytanie od strony szatyna.
-Tak. Prawie codziennie się spotykamy. A ty? Masz jakiegoś przyjaciela?
-Nie. - mówi krótko - Mam wielu kolegów. Jednak przyjaciela nie. Ale możesz nim zostać jeśli zechcesz? - przysuwa się bliżej mnie. - Jeśli chcesz oczywiście.
-Przemyślę tą propozycję. - wyciągam z kieszeni telefon i sprawdzam nerwowo godzinę. -Kurczę.
-Coś nie tak? Chyba nie zamienisz się w kopciuszka? - od razu się uśmiecham jak głupia. Czyli on uważa mnie za ładną! 
-Zaraz wracamy. Mieliśmy być tylko do 21:00, a już jest 21:30. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze będzie z ekipy bo inaczej... - przerywa mi.
-Odwiozę cię do domu. - postanawia.
-Nie. Sama do niego wrócę. - zaprzeczam natychmiast.
-Nie sprzeczaj się ze mną. Jak chcę cię odwieść, to tak ma być i koniec. - mówi ostro czym mnie trochę przestrasza. Momentalnie się odsuwam od niego o krok. 
-Przepraszam. - mówi - Nie chciałem, żebyś się wystraszyła.
-Hej! - woła Zayn - Clary jedziemy! 
Szybko odwracam się od chłopaka i udaję się szybkim krokiem w stronę drzwi. 
Justin szybko do mnie podbiega i chwyta mnie za rękę.
-Przepraszam!? OK!? - Niemalże krzyczy na mnie - Mówię przepraszam, nie słyszysz!?
-Boję się ciebie. - odpowiadam cicho przestraszona.
-Nie chciałem. - pociera czoło. - Spotkamy się kiedyś jeszcze? 
-Nie jestem tego pewna - wyrywam się mu z uścisku, ale on przytrzymuję mnie mocniej. - To boli puść mnie! 
-Nie. Pytałem czy się spotkamy. - robi poważną i groźną minę.
-Mówię, że nie mam pojęcia! Zostaw mnie!  - jestem na niego kompletnie zła. 
-Pytałem czy się spotkamy jeszcze. 
-Tak. - mam w oczach łzy kiedy to mówię. Chcę, żeby ten chłopak dał mi spokój.
-Nie wierzę ci. - marszczy czoło. - Daj telefon. - nakazuję.
Robię to co mi każę. Pośpiesznie wyciągam z torebki mój telefon i podaje mu.
Wpisuje swój numer w mojej komórce po czym dzwoni do siebie w ten sposób, ma mój numer.
-Zadzwonię jutro. - oznajmia po czym oddaje mi aparat. - Masz odebrać. Może się gdzieś spotkamy?
-Nie wiem, czy będę mieć czas. - kłamię.
-To go dla mnie znajdziesz. - uśmiecha się do mnie, ale ja do niego nie. - Odprowadzę cię. 
-Nie musisz. 
-Ale chce. W końcu nie codziennie poznaję się tak piękną dziewczynę. 
Justin odprowadza mnie do autobusu. Wszyscy patrzą w naszą stronę kiedy zmierzamy w tą stronę.
-Podobało ci się? - pyta wkładając ręce do kieszeni marynarki.
-Tak. A tobie? - nie mam pojęcia dlaczego o to pytam.
-Kiedy przywaliłaś mi drzwiami to nie bardzo - mogę to samo powiedzieć kiedy prawie złamałeś mi rękę ściskając ją tak mocno. - Ale poza tym to było najlepsze takie przyjęcie Clary. - Pochyla się nagle nade mną i całuje mi policzek. - Podoba ci się? - mówi mi do ucha, ale ja nic nie odpowiadam. -Jutro się spotkamy. - oznajmia ponownie, ale to bardziej jest rozkaz. 
-To cześć - mówię i wchodzę do autobusu. 
Justin mi macha kiedy ruszamy. Odmachuję mu. 
Oczywiście Bella zadaję mi masę pytań dotyczących Justina, a Zayn wtrąca się w każde pytanie dorzucając jakiś głupi tekst. 

Budzę się rano o 10:00, jest sobota. Moja mam jest już dawno w pracy.  Sprawdzam telefon. Jedna wiadomość od Belli.

"Hej. Spotkamy się dzisiaj na basenie?"

Szybko odpisuje jej.

"Cześć, cześć! Jasne może o 12:00?"

Niemal od razu dostaję odpowiedź od Bels.

"Dobra. Będę tam na Ciebie czekać :*"

Idę do kuchni i robię sobie płatki z mlekiem, przy czym sprawdzając laptopa. Później myję zęby i biorę szybki prysznic. Zakładam na siebie strój kąpielowy dół to spodenki, z wysokim stanem w fioletowe cekiny i do kompletu w takim samym kolorze górę mojego stroju. Na to wkładam białą bluzkę i dżinsowe spodenki. 
Dzwoni mój telefon. Jakiś nieznany numer. To pewnie on... 
-Halo - mówię niepewnie. 
-Hej - słyszę głos Justina - Jadę do ciebie. Mam nadzieję, że jesteś w domu? 
-Że co? - mówię trochę głośniej niż chciałam. 
-Tak. Masz jakieś plany na dzisiaj?
-No właśnie tak. - w między czasie biorę moją czarną torbę i pakuje do niej bieliznę, bluzkę i dwa ręczniki na basen.
-Chętnie ci potowarzyszę. - mówi - Otwórz drzwi. - nakazuje. 
O co w tym wszystkich chodzi. Skąd on wie gdzie ja w ogóle mieszkam?! I o co mu chodzi z tymi drzwiami?! Słyszę dzwonek do drzwi. Zbiegam po schodach, aby otworzyć drzwi. 
-No cześć - Justin stoi w nich opierając się o ścianę. - Zaskoczona? 
Wchodzi do środka.
-Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam? - usta mam otwarte w literkę "O".
-Mam swoje źródła informacji. To jakie masz plany? - patrzy na mnie ciekawskim wzrokiem. Ma na sobie luźne czarne spodnie, białą luźną koszulkę z jakimś czarnym napisem i białe buty za kostkę do tego na głowię czapkę-full cap. Wygląda zupełnie inaczej niż ostatnio. 
-Mam zamiar iść na basen. - wyjaśniam po czym uśmiecha się do mnie.
-To idę z tobą. Pojedziemy moim samochodem. Będzie szybciej. - znowu to samo jest za bardzo władczy i pewny siebie. Przecież ledwo znam tego chłopaka, a on chce iść ze mną na basen? To chore.
-Nie masz stroju. - mówię kiedy idziemy do jego auta.
-Kupię sobie. - wzrusza ramionami. - Myślę, że to nie problem, że wybieram się tam z tobą?
-Nie, żaden. - odpowiadam z sarkazmem. - Umówiłam się tam z moja przyjaciółką. 
-Ok. To ta co siedziała obok ciebie na przyjęciu? - wyjeżdża autem z mojego podwórza. 
-Tak. - mówię spokojnie. - Gdzie masz zamiar kupić strój? 
-W sklepie? - mówi to specjalnie. 
-Śmieszne. Ale ja mówię na serio Justin?
-Ja też odpowiadam na serio Clary? - kąciki jego ust podnoszą się lekko do góry. 


____________________________________________________

Mamy już drugi rozdział za sobą! Myślę, że podobają wam się losy Justina i Clary! Do zobaczenia niebawem w następnym rozdziale! ♥♥♥

piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział1

"Totalna wpadka?!"
Siedzę przy stole pełnym wielu zamożnych ludzi, myśląc o tym kiedy zakończy się to całe spotkanie charytatywne. Nudzi mnie licytacja jakichś głupot, na szczytny cel. Patrzę na kartę dań i wszystko co się na niej znajduję jest dla mnie nowe.
-Zaraz będzie pierwsze danie -wyrywa mnie z moich myśli głos Belli - widzę, że jesteś głodna.
-Nie, nie jestem głodna tylko po prostu chcę się dowiedzieć co tutaj podają. - od powiedziałam wracając znów do przeglądania karty - Kretki - momentalnie się wykrzywiłam.
-Nie lubisz ich? Przecież to najlepsze danie. - Bella zaczęła tłumaczyć.
-Nienawidzę krewetek i lepiej nie pytaj dla czego, bo i tak ci nie powiem. - posłałam jej znaczące spojrzenie. - Muszę iść do toalety, zaraz wracam - dodałam po czym wstałam i ruszyłam w stronę łazienek.
Idąc przez wielki długi korytarz przeglądałam różne obrazy, które są pewnie wartę fortunę dolarów. Tak szczerze to chciałam się tylko przejść po tej posiadłości, aby mój czas szybciej miną. Przyjechałam tutaj z całą klasą, ponieważ zostaliśmy zaproszeni na to przyjęcie po to, aby zobaczyć jak odbywają się takie aukcje licytacji i móc zrobić zdjęcia do szkolnej gazety. Ja niestety musiałam tutaj przyjechać.
Kiedy już z korzystałam z toalety, niechcący otwierając drzwi uderzyłam kogoś nimi.
-Cholera! - krzykną nieznajomy chłopak.
-Przepraszam, bardzo nie chciałam pana uderzyć! - zaczęłam panikować.
Szatyn zaczął pocierać czoło, w które go uderzyłam drzwiami.
-Dobra nic się nie stało. - od powiedział.
-Przepraszam ja naprawdę nie widziałam pana... to był przypadek. - zaczęłam znów się tłumaczyć, trochę onieśmielona szatynem.
-To jednak ja powinienem uważać jak chodzę, - powiedział poprawiając krawat i marynarkę. -Jak moje włosy? - zapytał, co mnie całkowicie rozbawiło.
-W perfekcyjnym stanie. - uśmiechnęłam się do niego.
-A! Gdzie moje maniery?! Jestem Justin.
-Och. Clary. - podałam mu dłoń, którą lekko ścisną.
-Idziesz do jadalni? Zaraz będą podawać pierwsze danie. -zapytał.
-Tak, właśnie zamierzałam tam iść. - znów mówię nerwowo, pewnie dla tego, że jestem onieśmielona towarzystwem Justina.
-Mieszkasz niedaleko? - zaskakuje mnie znów tym pytaniem.
-Tak. Niedaleko centrum. Dlaczego pytasz?
-Nigdy cię tu nie widziałem. - więc był tu nie raz na takiej licytacji. Pewnie należy do tych bogaczy zaproszonych tutaj.
-Bo nigdy to nie byłam. Przyjechałam wraz z klasą. Zostaliśmy zaproszeni przez państwa Bieber'ów na tą organizację.- wyjaśniłam. - A ty?
-Serio pytasz? - Uniósł brwi do góry ze zdziwienia.
-Chyba tak. - nie jestem pewna czy dobrze zapytałam. Może powiedziałam coś nie tak.
-Później ci powiem, albo sama zobaczysz. - pościł do mnie oczko.
Zatrzymał się przy drzwiach prowadzących do wielkiej jadalni, po czym mi je otworzył jak prawdziwy dżentelmen.
Weszliśmy do środka, wszyscy są zajęci słuchaniem jakiegoś mężczyzny stojącego na scenie i mówiącego coś o tym spotkaniu.
-Do później - powiedział szatyn i znikną za wielką sceną.
Udałam się na swoje miejsce, gdzie przedtem siedziałam. Bella siedziała z telefonem w ręce. Pewnie serfowała jak zwykle po internecie w poszukiwaniu wymarzonych czarnych szpilek.
-Co tak długo? - zapytała kiedy usiadłam obok niej.
-Była kolejka. - skłamałam. - A co?
-Zaraz będzie przemowa pana Biebera i jego syna. - oznajmiła surowo.
-Przepraszam nie wiedziałam tego.
-Zayn też tu był i znowu się zmył. - dodała moja koleżanka chowając telefon do kopertówki.
-Na pewno zaraz przyjdzie. - zaczęłam się rozglądać za kumplem.
Zayn i Bella to moi przyjaciele od czasów przeczkola. Zawsze byliśmy razem nawet dzisiaj.
-Już jestem! - Nagle znienacka pojawił się Zayn.
-A ty gdzie byłeś? - Zapytałam poprawiając włosy.
-Ja zwiedzałem tą chatę. Tyle kasy w nią napchali. - od powiedział siadając obok mnie.
Nagle wszystkie światła zostały zgaszone, a na świecono te na scenę. Po chwili wszedł na nią mężczyzna w garniturze. Za pewnie to gospodarz.
-To pan Bieber? -zapytałam cicho Belli, która kiwnęła głową.
-Witam wszystkich tutaj zebranych i oczywiście dziękuję, ze się tutaj zjawiliście. Chciałem tylko podziękować za przeznaczenie pieniędzy dla tej organizacji która wspiera ludzi w potrzebie. - wszyscy zaczęli klaskać po czym pan Bieber zaczął dalej mówić - Dziękuję bardzo jeszcze raz. A teraz chciałbym was wszystkich zaprosić na występ mojego syna, który jak co roku zagra na fortepianie utwór Ludwiga van Beethovena-Love Story oraz córki mojego wspólnik, która mu po towarzyszy grając na skrzypcach. Wielkie brawa! - wszyscy znowu klaskamy a na scenie pojawiają się dwa cienie. O kurwa! Czy ja ma jakieś zwidy?!
-Witam wszystkich bardzo serdeczne - mówi Justin - dzisiaj wraz z Olivią chcielibyśmy zagrać jeden z najpiękniejszych utworów Beethovena. Mam nadzieję, że się wszystkim spodoba. - siada za fortepianem, a Olivia przygotowuje skrzypce. Po czym w sali rozlega się piękna melodia. Dalej nie mogę uwierzyć, że to syn tego miliardera.
-Coś nie tak? - szepcze Zayn, totalnie ignorując występ,
-Nie, nie wszystko w porządku...chyba- odpowiadam cicho.
Po krótkim występie Justin z chodzi ze sceny i udaję się do niektórych stolików, aby porozmawiać tak jak to robi jego ojciec i matka. Modlę się w duchu, aby nie przyszedł do naszego, który składa się z Belli, Zayna, mnie i 15 innych osób z naszej szkoły.
-Ej!- Bella szturcha mnie łokciem. - Bieber tu idzie. Jak wyglądam? - pyta odwracając się do mnie przodem.
-Dobrze. - odpowiadam nerwowo pocierając dłonie.
-Witam was! - mówi swobodnie Justin podchodząc do naszego stolika, zerkając na mnie. - Jak wam się podobał mój występ?-pyta uśmiechając się.
-Mógł być lepszy stary-odpowiada Zayn tak jakby znał go od zawsze. A ja go szturchnęłam łokciem.
-Postaram się na drugi raz-śmieje się z tego Bieber.-Podoba wam się tutaj?
-Jest pięknie! - odpowiada niemalże Bella uśmiechają się do niego.
-Cieszę się, niezmiernie.
-Czy moglibyśmy przeprowadzić z panem wywiad? - pyta Jade-dziewczyna z gazety szkolnej.
-Oczywiście. Czy mógłbym go udzielić tutaj? - Justin unosi brwi do góry w znak pytania.
-Jeśli pan tak chce to oczywiście. - odpowiada nieśmiało Jade.
-Tak, mam taki zamiar tutaj usiąść i od powiedzieć na kilka pytań.
Szatyn usiada na krześle i odpowiada na pytania. Zayn co chwilę cicho śmieję z jego odpowiedzi.
-Dziękuję za udzielenie wywiadu panie Bieber. - Mówi Jade i podaje mu dłoń którą Justin ściska.
-Cała przyjemność po mojej stronie - zerka na mnie, a ja czuję się niezręcznie.
Jest mi tak wstyd w tej chwili. Mogłam poświęcić pięć minut mojego życia, zanim oczywiście wygrałam się na to przyjęcie i dowiedzieć się czegoś na temat gospodarzy. Wyszłam na idiotkę, jak zwykle.
-Przepraszam - mówię nagle, wstając od stołu - muszę się przewietrzyć.
-No, ja tak samo. - mówi niemalże Zayn.
Wiem, że idzie ze mną tylko dla tego, że musi zapalić papierosa, ponieważ jest od nich uzależniony.
Wstajemy i kierujemy się w stronę wielkiego tarasu, który jest wielkości mojego domu
-Wydawało mi się, że pan Bieber jest zainteresowany twoją osobą. - Zaczął Zayn wyciągając z kieszeni paczkę Malboro. - Znaczy, mi się tak wydawało, jak na ciebie patrzył. W tym sensie to odbieraj. - dodał wkładając do ust papierosa i zapalając go po czym się zaciągną.
-To chyba ci się wydawało. - spiorunowałam go wzrokiem.
-Przepraszam. - Nagle rozległ się głos kogoś innego - Możemy porozmawiać? - Powiedział Justin podchodząc w naszą stronę. - Na osobność, rzecz jasna. - posłał mojemu przyjacielowi znaczące spojrzenie, aby odszedł.

________________________________________ 
Witam wszystkich w moim pierwszym opowiadaniu i rozdziale. Mam nadzieję, że podoba wam się fabuła mojego FF. Następny niebawem. :*